czwartek, 8 grudnia 2016

Od Evelyn C.D. Matt'a

Spojrzałam z niedowierzaniem na Matt'a, który ledwie stał na nogach, a udawał, że nic mu nie jest i starał się brzmieć normalni, bylebym tylko nie usłyszała bólu w jego głosie. Jednak nie przewidział, że wszystko o jego poważnym stanie zdrowia właśnie pokazała mi właśnie jego koszulka, która w zastraszającym tempie nasiąkała krwią chłopaka, tworząc na jego brzuchu czerwoną, rozległą plamę.
- Chyba żartujesz - mruknęłam, nie zdążyłam jednak nic więcej dodać, zanim ni pojawili się przyjaciele chłopaka.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna, a ja skrzywiłam się lekko.
- Mam nadzieję, że wasze runy pomogą - mruknęłam, wskazując na ranę Matt'a.
Jego przyjaciel wyglądał na oburzonego i czym prędzej odsunął poły jego kurtki, by odchylić przesiąkniętą już krwią koszulkę, którą uniósł i po znalezieniu swojej steli, podciągnął materiał ubrania chłopaka i zaczął rysować runy niedaleko jego rany.
- Obawiam się, że niewiele to da - szepnęła przyjaciółka Matt'a, obracając w dłoniach nóż demona. - Cały przesycony jest demoniczną mocą...
Zaklęłam, wiedząc, że jest to chyba najgorszy dzień, jaki ostatnio mnie spotkał i stwierdziłam, że wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko.
- To nie jest aż tak poważne... - zaczął Matt, jednak zaraz umilkł, widząc nasze karcące spojrzenia. Nie rozumiałam, jak mógł to bagatelizować...
- Mogę postarać się pomóc... - zaczęłam niepewnie, a wszyscy spojrzeli na mnie. - Musimy zabrać go do mnie. Mam kilka ksiąg, różne zioła... Może uda mi się zneutralizować truciznę - stwierdziłam cicho.
- Może? - zapytała mnie z wyrzutem dziewczyna.
- Nie mogę nic zagwarantować, ale jak widzę, nie macie chyba innego wyjścia - zauważyłam chłodno.
[...] Kiedy znaleźliśmy się już u mnie w pokoju, przyjaciele Matt'a ułożyli go na kanapie, starając się jeszcze zdziałać coś runami, a ja wyjęłam z szafy ciężkie pudło z magicznymi księgami, przedmiotami i ziołami.
- Masz coś? - zapytała dziewczyna, a ja westchnęłam, podając jej część ksiąg.
- Szukaj czegoś przeciw truciznom lub demonicznej mocy - poprosiłam, sama biorąc się za to samo, jednak kiedy nic nie znalazłam, chwyciłam za telefon, wybierając numer babci. Pamiętałam wszystkie jej mieszanki ziół, eliksiry, które zawsze przygotowywała dla wszystkich... Tylko nie dla Łowców. Im nie pomagała nigdy, mając z nimi zatargi. Zagryzłam wargę, patrząc na leżącego na kanapie Matt'a, który mimo bólu, starał się odgonić od siebie wszystkich i udawać, że nic mu nie jest, chociaż nie za bardzo mu to wychodziło. Postanowiłam zapytać babci o miksturę, nie wspominając, że ma ona uratować jednego z Nefilim. Po kilku chwilach znałam już składniki maści, jednak na tłumaczenia babci nie odpowiadałam, obiecując, iż zadzwonię później i rozłączyłam się, przeszukując swoje zapasy.
- Brakuje mi kolcowoju i sutherlandii - westchnęłam zrezygnowana, wyjmując składniki, które miałam i moździerz, w którym miałam je wszystkie utrzeć. - No i krwi jednego z pobratymców, czyli któregoś z was, by Matt miał skąd czerpać siły na regenerację...
- Załatwię zioła, a co do krwi...
- Jest ostatnim składnikiem, więc tym zajmiemy się później - stwierdziłam, zapalając świecę i wypowiadając zaklęcie, dzięki któremu płomień z sykiem wyskoczył w górę, płonąc błękitnym światłem.
Dziewczyna przywołała do siebie przyjaciela, razem z nim znikając szybko za drzwiami, a ja kucnęłam przy stoliku obok kanapy, ucierając tam zioła i szepcząc pod nosem zaklęcia.
- Żałujesz, że zgodziłaś się na pomoc? - zaśmiał się Matt, nadal udając twardego i próbując się podnieć.
- Leż - warknęłam. - Ruszając się, przyspieszasz krążenie, a tym samym działanie trucizny. Nie ruszaj się - dodałam już łagodniej. - A jeśli chodzi o moją pomoc; odwdzięczysz się - mruknęłam, wracając do poprzedniego zajęcia i widząc, jak Matt zrezygnowany krzywi się lekko i opada znów na poduszki.

(Matt?)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz