czwartek, 8 grudnia 2016

Od Matta c.d Evelyn

Zastanawiało mnie, co kierowało Evelyn że zdecydowała się pomóc. Dobroć serca? Być może choć... nie wiem. Może czegoś bardzo chce i dlatego? Trudno mi to określić, nie oszukujmy się... prawie jej nie znam, jednak było w niej coś, co kazało mi jej ufać, czułem że mogę to zrobić.
- Dlaczego mi pomagasz? - postanowiłem zapytać.
- Najlepiej nic nie mów. - westchnęła.
Przewróciłem lekko oczami i westchnąłem, nasilając ból.  Co jakiś czas zerkałem na nią, obserwując jej czyny. Nagle zaczęło mi świstać w głowie, obraz zaczął się rozmazywać i po kilku chwilach, odpłynąłem, czując metaliczną ciecz w ustach, która zaczęła strumyczkiem wypływać z moich ust. Niespodziewanie znalazłem się w dziwnym miejscu, wokół było czarno, jakby jakaś otchłań czy coś. Słyszałem dziwne głosy.
Jam jest cieniem.
Przez miasto utrapienia mknę.
Drogą wiodącą w wiekuiste męki.
Odgłos czyiś kroków jest coraz donośniejszy; teraz, gdy znaleźli już trop, nie odpuszczą, czymkolwiek są.
Jam jest cieniem.
Ponownie słyszę ten przerażający głos. Naciskam klamkę i wstępuję w korytarz, z którego nie będzie już powrotu, o czym dobrze wiem. Zmuszam ołowiane stopy do pokonywania kolejnych wąskich stopni... wiodących ku niebu spiralą utkaną miękkiej marmurowej przędz, przetartej tu i ówdzie, porowatej. Z dołu dobiega echo głosów. Uderzają w błagalne tony. Są tuż za mną, zbliżają się nieustępliwie.
Nie rozumiesz tego, co nadejść musi... nie wiesz, ile dla nich uczyniłem!
Cóż za niewdzięcznik!
Im wyżej wchodzę, tym wyraźne stają się wizje. Widzę kobietę z twarzą zasłoniętą welonem. Przyglądałem się jej przez koryto rzeki, której spienione wody czerwieniały od krwi. Kobieta stała na przeciwległym brzegu, patrząc na mnie, nieruchoma, poważna, z twarzą skrytą za zasłoną welonu. W dłoniach trzymała błękitną opaskę, którą wtem uniosła do oczu, oddając część morzu ciał, spoczywających u jej stóp. Odór śmierci otaczał nas ze wszystkich stron.
- Szukaj. - wyszeptała. - a znajdziesz.
Usłyszałem te słowa, jakby przemawiały wewnątrz mojej głowy.
- Kim jesteś? - zapytałem.
- Czas ucieka! - znów wyszeptała. - Szukaj, a znajdziesz...
Zrobiłem krok w kierunku rzeki, spostrzegłem jednak że jej wody są zbyt krwiste i zbyt głębokie, bym mógł przedostać się na drugą stronę. Kiedy ponownie spojrzałem ku kobiecie, liczba ciał u jej stóp uległa wielokrotnemu zwiększeniu. Były ich tam setki, a nawet tysiące, niektóre jeszcze żywe - wiły się, konając w niewysłowionej męce... trapione przez ogień, tonąc w popiole.
Nagle poczułem niewyobrażalny ból, przez co się ocknąłem. Zobaczyłem nad sobą całą trójkę.
- Dobra, kto mnie uderzył? - spytałem przykładając dłoń do piekącego policzka.
- Zawsze chciałam to zrobić. - Elizabeth uśmiechnęła się nieco złośliwie.
- Co się stało? - spytał Marcus.
- Nie wiem. - wytarłem kąciki ust z krwi.
Wtedy przypomniała mi się ta dziwna wizja. Przecież im o niej nie powiem, uznają mnie za jakiegoś wariata, któremu pewnie się coś przyśniło. Muszę pierw dowiedzieć się, o co chodziło. Szukaj a znajdziesz... ale co mam szukać? Zauważyłem na brzuchu duży opatrunek, a więc zakładam że skończyła, jednak nadal pioruńsko bolało.
- Muszę iść... - mruknęłem. - Dziękuję za pomoc. - dodałem.
- Matt, nie udało mi się w pełni zwalczyć bakterii, możesz mieć pewne komplikacje.
- Przeżyje. - machnąłem ręką. - Jeszcze raz dzięki za wszystko, oczywiście odwdzięcze się, jak wymyslisz co byś chciała daj znać. - powiedziałem.
Założyłem koszulkę, wziąłem w rękę kurtkę i wyszedłem z pokoju, muszę udać się do biblioteki, może znajdę jakąś księgę na ten temat.

Evelyn?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz